Historie z życia wzięte, Moje doświadczenia, Poraady

Uchowaj nas Boże od „specjalistów”…

Simon już dawno w domku :)

Do powrotu do pisania w internetach swoich mądrości natchnienie przyszło samo, a wręcz łupło mnie w głowę. A więc (wiem….) pisałam sobie dla mnie wtedy pierdoły jak to należy postępować z pieskami i bardzo szybko doszłam do wniosku, że na „rynku” jest tyle pozycji na ten temat, że kolejne nie są potrzebne. Ale są…jednak są i to nawet bardzo.

Wiadomym jest, że każdy spec w swojej dziedzinie metody pracy może mieć różne, co oczywiście nie znaczy gorsze. Po prostu inne. I to jest ok. Różnorodność w świecie jest potrzebna bez niej było by nudno. Problem pojawia się wtedy, gdy ciężko odróżnić speca od konowała. Tak jest w każdej branży od lekarzy po murarzy. Wśród behawiorystów też albo i jeszcze trudniej. W tym wpisie na pewnym przykładzie dość jaskrawym i niestety z życia wziętym, niedawno zaistniałym zademonstruje, kiedy nasza czerwona lampka powinna nie tyle zaświecić, co uruchomić cały system alarmowy.

Moja znajoma ma problem z psem. Adopciak z dość trudnym charakterkiem wykazuje w stosunku do niej agresję. Akurat nie zgłosiła się do mnie tylko do innego znajomego (nie wnikam…). Pojechał do niej na konsultacje. Człowiek określający siebie mianem behawiorysty. Wpadł na iście „genialne” rozwiązanie problemu. Mianowicie: kazał psa wziąć za fraki i przydusić do ziemi za każdym razem jak się będzie stawiał. Toż to „genialna” wizja! Jakież to proste i spektakularne. Tylko jest mały problem. Nie działa! Co się bowiem robi, gdy drugie stworzenie jest agresywne? Zwiększamy poziom agresji dodając swoją to chyba „oczywiste”, prawda? Efekt? Chyba dla każdego oczywisty. Wszyscy domownicy, którzy odważyli się pana specjalisty posłuchać zostali przez owego psa pogryzieni. Cudownego efektu terapeutycznego brak.

Wydaje mi się, że mój komentarz w stosunku do tej „terapii” nie nadaje się do zacytowania. Ale nie moje komentarze są tutaj najważniejsze, lecz to, że:

  1. a) problem z zachowaniem nie został rozwiązany, a wręcz zaistniało ryzyko, że się powiększy
  2. b) ludzie ucierpieli fizycznie
  3. c) gdyby trafiło to na inną rodzinę, która nie jest tak nastawiona na zatrzymanie tego psa mógłby on wrócić do schroniska „no, bo skoro specjalista sobie z nim nie poradził i gryzie jeszcze bardziej…”
  4. d) w świat idzie pewna opinia o ludziach, którzy tak jak ja zajmują się pomaganiem w rozwiązywaniu tego typu problemów.

Co w takim razie należy brać pod uwagę, gdy mamy problem ze zwierzakiem i nie czujemy się na siłach rozwiązać go sami? Należy zwrócić uwagę na kilka rzeczy:

Oczywistym elementem jest sprawdzenie czy osoba, której płacimy nasze ciężko zarobione pieniądze ma w ogóle jakieś pojęcie w dziedzinie, jaką się zajmuje. Jedną z takich wskazówek jest wykształcenie. Oczywiście ktoś, kto w temacie nie siedzi, nie będzie wiedział czy akurat ukończenie tego konkretnego kursu a,b, i c jest wartościowe, ale wysyła to jakiś znak, że ten człowiek jakąś wiedzę jednak posiada. Choć uczciwie muszę przyznać, że znam parę osób, które bez „papierka” ma wiedzę i doświadczenie o wiele większe niż osoby po kilkuletnich studiach. Więc jest to pewna wartość dodatnia jednak nie należy kierować się tylko nią, ponieważ w przeciwieństwie do wielu zawodów takich jak np. lekarz, weterynarz czy chociażby technik weterynarii behawioryści nie mają odgórnie narzuconych wymagań edukacyjnych, jakie muszą spełnić, aby pracować w tym zawodzie.

Polecenie. Warto pytać wśród znajomych lub na forach czy ktoś korzystał z usług behawiorysty i czy był z nich zadowolony. Poczta pantoflowa to stara, ale nadal bardzo skuteczna metoda. Jeżeli są jakieś głosy  mówiące, że nie są zadowolone warto się im przyjrzeć, bo można uniknąć przykrych niespodzianek.

Najważniejszy jest zdrowy rozsądek. Jeżeli człowiek, którego najmujemy do pomocy robi lub mówi albo każe nam robić coś, co wzbudza nasz niepokój należy poprosić o wytłumaczenie, dlaczego chce wprowadzić takie, a nie inne postępowanie. Nigdy nie należy wykonywać poleceń, które wiążą się ze zbyt dużym ryzykiem, na które się nie godzimy. Behawiorysta nie ma prawa narażać nikogo na sytuacje zagrażającą zdrowiu ludzi i zwierzęcia, z którymi pracuje. Ma wręcz obowiązek (nigdzie niezapisany, ale jednak umówmy się jakieś zasady etyczne powinny obowiązywać każdego) dobrania takiej terapii, która ryzyko np. pogryzienia będzie minimalizować.

Oczywiście w przypadku pracy nad zwierzęciem wykazującym agresję zawsze musimy mieć na uwadze, że coś się może stać, ale jeżeli ktoś nam każe psa rzucić na glebę to mamy na to 100% pewność.

  1. Praca behawiorysty nie polega na tym, aby wyszkolić zwierzaka, ale na tym, aby pokazać właścicielowi jak ma to zrobić. Dlaczego? Ponieważ ja sobie z delikwentem poradzę, ale to nie ja z nim będę żyć pod jednym dachem. Należy, więc wybrać taką osobę, która nam jest w stanie wytłumaczyć krok po kroku, co robimy źle tak, aby dokonując zmiany można było poprawić komfort życia zarówno swój jak i zwierzaka.  Nie sztuką jest, bowiem wysypać z rękawa kilka profesjonalnie brzmiących pojęć. Sztuką jest efektywna pomoc.

Ważne w tym wszystkim jest też pewnego rodzaju…pokora z drugiej strony? Nie jestem pewna czy to najwłaściwsze słowo… Chodzi generalnie o to, że nikt (ja nie jestem pod tym względem wyjątkiem) nie lubi słuchać, że robi coś źle. Ludzie się oburzają albo wręcz obrażają, ale niestety to nieodłączny element takiej terapii. Także w imieniu własnym oraz innych ludzi zajmujących się taką działalnością proszę o spokojne przyjmowanie tego rodzaju krytyki, bo wierzcie lub nie, ale nawet najbardziej gburowaty, ale dobry behawiorysta nie robi tego złośliwie 🙂

Mam nadzieję, że te kilka wskazówek sprawi, że będzie wam łatwiej znaleźć dobrego specjalistę w swojej okolicy i sytuacji jak ta pana „specjalisty” opisanego na początku będzie coraz mniej, a mi nikt nie będzie opowiadał już historii, po których włosy na głowie stają mi dęba, a cycki opadają…

Dodaj komentarz